Mały nieporadnik
Jeśli chcesz zacząć odgruzowywać swoje mieszkanie (a tym samym życie), najpierw powinnaś sobie pogratulować. Tak, dobrze przeczytałaś. Jak zapewne wiesz, to proces. Może nie jest długi (choć to akurat zależy od pojemności Twoich szaf 😋 ), na pewno jednak jest męczący i wymagający. Dlatego już na starcie przyda nam się mała marchewka. A tak całkiem poważnie - nie każdy ma odwagę na ten ruch. Dlaczego? Bo to niebezpieczne. Wyjmowanie, odkładanie, wyrzucanie, oddawanie. Wszystkie te zabiegi są niczym rozbieranie obronnych murów, które przez tyle lat misternie budowałaś.
Dla mnie takie gruntowne oczyszczanie życia z niepotrzebnych...
wróć! Z rzeczy, które dobrze mieć pod ręką 😅 (czyż nie tak je nazywamy?), bo
zawsze mogą się przydać, było jak psychoterapia. Nie wierzysz? Przeczytaj o tym
TU.
Dobrze, skoro jesteśmy już po gratulacjach, pora na kolejny
krok. Pewnie zastanawiasz się, jak zacząć? Wbrew pozorom to nie jest takie łatwe.
Wszędzie misternie zapakowane szafy. Półki zapełnione pod sam sufit. Tyle lat.
Tyle pieniędzy. Marzeń. Planów. Wspomnień. Obietnic. Przecież wiele rzeczy ma
jeszcze metki! Tyle dobrego, a ja mam
wyrzucać?
Otóż kwestia podstawowa. Jeśli nie jesteś do tego
przekonana, daj sobie spokój i nawet dalej nie czytaj. Zbyt dużo będzie Cię
kosztowało każdorazowe "odłóż do oddania". Serce będzie Ci pękać.
Krew buzować. Ręce drżeć. Pojawią się uderzenia gorąca. Nie, to nie menopauza.
To uzależnienie.
Uzależnienie? Powiesz, że oszalałam. A jak wytłumaczysz
obsesyjne przywiązanie do tych wszystkich gratów? To na srogie syberyjskie
zimy. Tamto, gdyby nagle wytłukły się wazony całego świata. To na wypadek
zatrzaśnięcia ulubionej torebki w obcym aucie. O! i jeszcze to, na wyrzeźbienie
brzucha, jak u Chodakowskiej! Wszystko to czeka cierpliwie na swoją kolej pod rosnącą warstwą kurzu...
Najtrudniej zrobić pierwszy krok. Ale skoro czytasz ten
wpis, oznacza to, że on już za Tobą! Zatem od czego zacząć? Pomysłów jest
wiele. Od drobnych kroków, po rewolucję. I jedne i drugie mają swoje racje. Gdy
człowiek nie jest do końca pewien gruntu, po którym stąpa, dobre są małe
kroczki, które go będą zbliżać do celu. Ja jednak wypaliłam z grubej rury, bo
nie oszukujmy się, zmusiła mnie od tego sytuacja (przy przeprowadzce jedyne o
czym marzysz to "oby ten worek był już ostatni"). I tak, nastał moment, kiedy bez ceregieli i łykania łez pakowałam kolejne rzeczy do oddania.
I tu pojawia się słowo klucz. Nie wyrzucaj! Jeśli masz
trochę czasu i chęci, poszperaj w Internecie. Znajdziesz tam skarbnicę pomysłów
na to, jak wykorzystać stare i zużyte rzeczy (tylko pomyśl, jaka będziesz
oryginalna!). Albo jak coś naprawić (zauważyłaś, jak szybko wyrzucamy i
kupujemy nowe?). Jeśli nie masz w sobie artystycznego bakcyla, zwyczajnie
oddaj. To, co dla Ciebie stare, dla kogoś będzie nowością.
Przede wszystkim, pozbądź się myśli, że coś marnujesz, kiedy
przeznaczasz to na oddanie. Ta cholerna myśl mnie długo nie dawała spokoju.
Teraz trzymam się wersji, że przecież ktoś może jeszcze skorzystać z tego, co u
mnie leży odłogiem już kolejny rok i jakoś mi się lżej robi na sumieniu.
Łatwiej wtedy się z czymś rozstać. Za duże, za małe, nieco sprane, z dziurką...
a niech to szlag! Daj rzeczom drugie życie. Komuś radość. A sobie więcej
przestrzeni. Brzmi sensownie, prawda?
Po drugie, poczekaj na dobry moment. Są takie dni, kiedy
jesteś bardziej skłonna do generalnych porządków. W takich chwilach sentymenty
schodzą na dalszy plan, a pragmatyzm bierze górę. Więc na gruntowne porządki,
jak na seks, trzeba mieć po prostu ochotę 😊 (pojęcia nie mam, skąd mi to porównanie przyszło do głowy! 😅)
Po trzecie, zanim pójdziesz na kolejne zakupy zrób stop.
Najpierw zastanów się, czy rzeczywiście dana rzecz jest Ci niezbędna. Jeśli
tak, ok. Zanieś swój łup do domu. Jednak miej na względzie, jak szybko zapełnia
się wolną przestrzeń. A o nią przecież walczyłaś sącząc krew, pot i łzy,
prawda?
Więc... Gdy przyniesiesz do domu nowy zakupowy łup, pozbądź się starocia, które może już nie spełnia swojej funkcji. A może tylko Ci się znudziło i opatrzyło?
Więc... Gdy przyniesiesz do domu nowy zakupowy łup, pozbądź się starocia, które może już nie spełnia swojej funkcji. A może tylko Ci się znudziło i opatrzyło?
Po czwarte, pracuj metodą małych kroków. Nawet, jeśli jesteś
zwolenniczką rewolucyjnych zmian. Drobne rzeczy wzięte do kupy, robią naprawdę
dużą robotę! Może pomyśl o materiałowej torbie na zakupy i miej ją zawsze w
samochodzie? Rozważ picie kranówki, robienie własnych jogurtów, używanie
wielorazowych artykułów higienicznych, kupowanie herbaty i kawy na wagę, kręcenie
własnych kremów i pieczenie chleba.
Wiem, co powiesz. Że oszalałam. Gdzie znaleźć czas na to
wszystko? Na to Ci nie odpowiem. Zagaję jednak, że przecież nie musisz rzucać
się na głęboką wodę i odhaczać wszystkich punktów na raz. Na początek pomyśl o 2.
I bądź z siebie dumna!
Ja jestem na etapie ograniczania kupowania... choć nie ukrywam, że mam małą obsesję na punkcie ubrań dziecięcych i czasem pokusa jest duża :)
OdpowiedzUsuńPierwszy krok, a nawet kilka mam jż za sobą :) Uczę się wyrzucać/oddawać/sprzedawać rzeczy, których nie używam. NIe kupuję niczego co nie jest mi naprawdę potrzebne. NIe jest łatwo, ale ile satysfakcji!
OdpowiedzUsuńŚwietny wpis. Z tematem walczy większość z nas, która tak naprawdę usprawiedliwia brak działania. Ja też do tej grupy należę, co dobitnie uświadomiłam sobie czytając Twój tekst. Zachęciłaś mnie do działania za co dziękuję :)
OdpowiedzUsuńNiedawno zaczęłam czytać o ZW i pomału dojrzewa to we mnie. Póki co zaczynam patrzeć na to co kupuje. Wybieram rzeczy bez zbędnych opakowań. Nie kupuje wody mineralnej tylko pije z kranu. Generalnie ograniczam ilość kupowanych napojów. Jak mam możliwość to wybieram rzeczy w opakowaniach eko. Wiem, że to jeszcze nic nie znaczy, ale staram się być bardziej świadoma. A porządki faktycznie muszę zrobić. Na szczęście mam komu oddać swoje rzeczy.
OdpowiedzUsuńPróbowałam wdrożyć zero waste do swojej codzienności, ale niestety nie potrafię. Uwielbiam chomikować, wyrzucanie starych rzeczy jest dla mnie koszmarnym bólem serca. Do tego jakoś ciężko dostrzec mi urok takich przerobionych rzeczy :)
OdpowiedzUsuń