29 maja 2017

Wyzwania - mój klucz do sukcesu



Uczestniczyłam kiedyś w szkoleniu, na którym dowiedziałam się, że najlepszą i najefektywniejszą formą działania, jest działanie systematyczne (rozłożone na system małych kroków) oraz podzielone tematycznie. Niestety nie da się wszystkich planów zaraz wprowadzić w życie. Bo albo się zniechęcimy, albo znudzimy, albo po prostu rzucimy to w diabły ot tak. Bo przecież doba ma tylko 24 godziny. 

Ale... 

Jeśli dogadamy się ze sobą, że w tym miesiącu zajmę się swoim domem i  popracuję nad wyglądem, natomiast w przyszłym przeczytam zaległe lektury i przypomnę sobie angielski, ma już większe szanse powodzenia. Dlatego lubię plan działania oparty o podziały. U mnie są to wyzwania. 

Właśnie zaplanowałam sobie kolejne. Będę pisać codziennie. Może nie codziennie da się to opublikować. Ale chcę pisać. Niech mi to wejdzie w krew. Stanie się nawykiem. Nabierze lekkości. Przejrzystości myśli. Płynnego języka. Bo ostatnio tak trudno zabrać mi się za pisanie. To zawsze zostawiam na koniec. Na koniec dnia. A wtedy, jedyne na co mam siłę i ochotę, to odpalić sobie muzykę w słuchawkach i odpłynąć. 

Pisarz musi pisać codziennie. Prawda jest taka, że pisarka ze mnie taka, jak z koziej dupy sakiewka na złoto. Ale myśl jest jak najbardziej dla mnie. Uchwyciłam to, pitoląc kolejny obiad. Mieszając w garze i ćwicząc koordynację ręka oko (między mieszaniem i doprawianiem, podaję Małemu jogurt i wycieram z podłogi owoce, które wypluł). Właściwie powinnam pisać na każdym świstku papieru. Wtedy miałabym pewność, że uchwycę te dobre zdania, co mi się po głowie walają. Bo inaczej, zanim dokończę tysiąc rozpoczętych spraw, będzie wieczór. A wtedy to już bateryjki mam na wyczerpaniu.
Aby jakoś zebrać myśli, celebruję swoje przebieżki. To pozwala mi się wyluzować i wycisnąć z potem wszelkie głupoty z głowy. Ekspresowo nadrobiłam więc zaległości w punkcie 3. z TEGO wpisu 😁 Zawsze fascynowało mnie to zjawisko, że jak trzeba, to w 5 minut da się zorganizować wszystko, co do tej pory nie udało się nawet w kilka miesięcy. Mistrzami w tej dyscyplinie są zazwyczaj studenci 😅 Dużo mogę powiedzieć na ten temat z własnego doświadczenia. Niestety, akurat ta sprawność nie do końca sprawdza się w życiu macierzyńskim. Tu panuje zasada "co masz zrobić jutro, zrób natychmiast". 

Zachęcona przez Ewę z Zielonego Zagonka jestem na detoksie kosmetycznym. Zero komercyjnych mydeł, balsamów, kremów, peelingów i innych specyfików drogeryjnych. Jeszcze parę lat temu, nie wyobrażałabym sobie czegoś takiego. Ja - właścicielka szerokiego asortymentu kosmetycznego, którego nie powstydziłaby się nawet mała drogeria. 

Dziś, bez skrzywienia testuję naturalne alternatywy. Jestem już po tygodniowej sesji i powiem, że... Po pierwsze, nie nie śmierdzę 😂😂😂 Mimo odstawienia mydła. Tak na marginesie, jakież to obsesyjne i głęboko zakorzenione, że czystość kojarzy nam się tylko z gigantyczną ilością piany. Nie ma piany, nie ma higieny. 

Wracając do obserwacji z detoksu - efekty są bardziej, niż obiecujące. Po ŻADNYM balsamie moja skóra, a w szczególności pupa, uda i biust, nie wyglądały tak dobrze (w sensie, nie były tak dobrze nawilżone i gładkie). Zwolenniczki bezterminowego karmienia piersią zapewne wiedzą, czym jest skóra niczym pergamin. Spieszę więc z ogłoszeniem parafialnym, że da się z tym walczyć! Ale pod jednym warunkiem: trzeba zmienić myślenie i zamienić mydło na... miód a balsam na olej! Brzmi może szaleńczo, ale zapewniam, jest skuteczne. Wpadnijcie na Zagonek Ewy, a dowiecie się szczegółów.

Ponieważ chcę detoks przeprowadzić dogłębnie, wciąż praktykuję picie koktajli. Niemal każdego dnia wrzucam do blendera, co tam akurat mam na składzie. Jestem od tego uzależniona! Dzień bez koktajlu, to dzień stracony. Bo nie dość, że zastępuje mi on posiłek, to dodatkowo jest istną bombą witaminową. Najbardziej jednak się cieszę z tego, że moje Dziecię też jest fanem smoothie, jak Mama 😋 Poza tym, czym skorupka za młodu... i tak dalej 😊

Zabrałam się też za porządkowanie balkonu. Wiem, wiem. Ale lepiej późno, niż później. Właściwie znów miałam aranżację przenieść na przyszły rok. Bo przecież remont za pasem. Ale z Małym już nas trochę nosi, więc będziemy starali się coś wykombinować, by cieszyć się piękną pogodą bez wychodzenia z domu. Jak już dokonamy metamorfozy, pochwalimy się efektami. Na razie zdążyłam jedynie pozbyć się gniazda ptaszników w worku z ziemią! Dżizas, myślałam, że w naszej szerokości geograficznej nie ma takich pająków, co by mogły zawinąć w kokon człowieka! 😱😱😱

I na koniec jeszcze przypomnę o nowym wpisie na E-Szkrabie, gdzie zwierzam się z tego, dlaczego bez skrupułów zamieniam się czasem w księżniczkę. Jeśli ktoś przegapił ten urodzinowy wpis, to zapraszam TU



7 komentarzy:

  1. fajny wpis, zielony zagonek tez znam , od jakiegoś czasu używam kosmetyków naturalnych, a to co piszesz o pisaniu to Tak, masz rację, ja bym dodała, żeby ubrać w słowa to co ma się w głowie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś w stylu "aby język giętki chciał powiedzieć to, co pomyśli głowa"? Czy jakoś tak 😂

      Usuń
  2. U mnie właśnie czasu na pisanie brak. Gdy już przychodzi moment, kiedy ze spokojem mogę zasiąść do przelewania myśli na papier (kompa ;) ) to jestem już tak padnięta, że po prostu idę się myć i spać ;) ewentualnie czytam, bo po dwóch minutach już rozpływają się myśli. Dziś jest taki dzień, kiedy mogłabym poświęcić czas na pisanie, ale... postanowiłam przeznaczyć go na nadrabianie zaległości ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż za dobrze znam ten scenariusz! Nawet nie wiesz, jak często staram się z tym walczyć. Niestety zmęczenie robi swoje...

      Usuń
  3. Świetny wpis :) Japa sama mi się śmieje gdy czytam :) Te wyzwanie pisać dzień w dzień i publikować - tez podjełam. Wytrzymałam 5 dni :) Dam radę co robić - ale koszty mimo wszystko za duże - jak bloga ciągnę - tak ostro - reszta kuleje. Za to te 5 dni sprawiły że odkładam mniej i robię więcej :) Można - można :)
    Ps. Masz fdajny styl - ucieszą się z wpisów dzień w dzień :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj, gdybym to ja zapisywała wszystkie genialne zdania, jakie mi wpadną do głowy podczas mieszania w garze... Pewnie dostałabym już dawno Nobla z literatury :D

    OdpowiedzUsuń