20 sierpnia 2016

Moc brokatu, balonów i ciastka w dywanie



                                          A więc nasz debiutancki kinderbal od kuchni


Kilka dni temu obchodziliśmy wielkie święto. Nasz Mały Książę nagle przekroczył próg pierwszego roczku. Nagle? Bo nam wciąż się wydaje, że najdalej dwa miesiące temu robiliśmy sobie pierwszą familijną fotkę na porodówce. A tu masz, już rok za nami...

Ponieważ był to nasz debiut, przygotowania trwały dobre dwa tygodnie. Najpierw lista gości. Potem research, jakie teraz są trendy. Ustalenie menu. Na koniec poważna zaduma, gdzie upchnąć taką ilość ludzi w naszym małym mieszkanku. A gdyby tak wyburzyć ściany...? Ostatecznie nastąpiła zmiana lokalu. Ale w natłoku myśli (czy oby wszystko zabrane), wobec kilkuset nadprogramowych kalorii (które pochłonęłam podczas szykowania przekąsek), zamroczona od nadmiaru powietrza przy dmuchaniu balonów i zdyszana od targania bambetli z naszej chałupy do rodziców, zapomniałam części gości powiedzieć, że nastąpiła mała, aczkolwiek znacząca zmiana. O losie, czy w naszym życiu kwasów nigdy dość?

Więc zacznę od trendów. W modzie są imprezy tematyczne. Ale że nasz Mały ma bana na tv, nie orientujemy się w kreskówkowych świeżynkach. Poza tym, jemu akurat wszystko jedno z czego wyrzuci chrupki, albo czyj pyszczek na serwetce będzie wycierać rzygi z podłogi.

Przyjęcia dla dzieci to teraz wyższa półka, więc zaczęłam grzebać w sieci w poszukiwaniu inspiracji. I dostałam co chciałam. Bo te inspiracje chlastały mnie w gębę z coraz to większym rozmachem. Na przykład w modzie są zaproszenia w formie magnesów, ze zdjęciem jubilata. Fajna sprawa. Tylko jak na moją rodzicielską percepcję, sprawdza się to u starszych dzieci. U nas średnia wieku imprezowiczów wynosiła 1,5. Więc myślę, że większy fan dzieciaki miałyby wówczas, gdyby owy magnesik był zdatny do konsumpcji. Wracając do trendów... Wystrój pod kolor. Zastawa też. Na butelkach z wodą (nie daj Bóg coś innego!) specjalne etykiety z kreskówkowym idolem i wyjątkowym napisem. Przekąski tylko zdrowe. Więc bakalie (że zamiast słodyczy), od których nasze maluchy na bank by się podławiły. Pomijam już kwestie smakowe. Bo starsze dzieciaki, obeznane z wyrafinowanym smakiem mlecznej czekolady, takiego badziewia do swych usteczek nie wezmą. Wszystko równiutko ustawione, serwetki nawet nietknięte, baloniki Peppy napełnione helem, tort wegański bezglutenowy z lukrem jaglanym... Obłęd w czystej postaci i kieszeń bez dna.

Nie powiem, żebym do tematu podeszła olewczo. Bo choć nie było najnowszych trendów, nie było też lipy. Oto, co zdało u nas egzamin:


Widać, że impreza się udała :) Artystyczna aranżacja podłogi.
  • Nic nie smakuje lepiej, niż ta sama okazja oblewana dwa razy. Jeśli więc macie zdrowie, polecam rozłożyć urodziny na dwie tury. U nas jedne balety były dla rodziny, a drugie dla znajomych. Nauczona doświadczeniem wiem, że nie ma nic gorszego, niż mieszanie towarzystwa. Powiedzmy też szczerze - dziadkowie im mniej wiedzą, tym są zdrowsi. Szczególnie, gdy to do nich należy lokal, w którym imprezujecie :)
  • Jedzenia ZAWSZE jest za dużo. Nam sporo zostało. Nie wiem, czy to kwestia nastawienia gości, że jak idą na urodziny malucha, to z przekonaniem, iż będą same kleiki, słoiczki i biszkopty? A może to zasługa mojej uciążliwej przypadłości gotowania dla pułku wojska?  W każdym razie nie daj się sprowokować swojej mamie/teściowej, że coś jest passé, więc lepiej zrobić tamto, czy owamto. Chyba, że masz żartego psa. Dzieciom i tak najlepiej smakują chrupki i czekolada. 
  • Skoro już jesteśmy przy menu dziecięcym. Nie ma co biegać za dziećmi z talerzykami. One w mniemaniu dzieciaków służą do wszystkiego innego, tylko nie do jedzenia. Podłoga... to specjalnie zaaranżowana powierzchnia do konsumpcji szerokiego wachlarza szybkich przekąsek. Dlatego przed urodzinami, najlepiej wyjątkowo zadbać o jej czystość. Szczególnie, jeśli impreza jest dla pełzaków.
  • Ja tak wciąż o tej czekoladzie. A u nas przecież jej nie było. Były za to ciepłe lody w polewie. Poszły jako pierwsze. Widać smakowały wybornie. Doskonale też układały się w mozaikę na podłodze :) Dobrym pomysłem są też musy owocowe. To lubią dziąślaki, jak i starsze dzieci. I nie ma już bólu, że tylko słodycze i słodycze.
  • Papier i plastik, to królowie imprezy. Po pierwsze, odpada zmywanie. Po drugie, nie martwisz się o to, gdy jakieś dziecko zechce sprawdzić, czy jego pupa zmieści się do miski z chrupkami. Jeśli chcesz jak my uniknąć grillowego wymiaru imprezy, dorosłym serwuj zwykłą zastawę.
  • Wiadomo, w dzień urodzin naszej Pociechy chcemy mu nieba przychylić. Ale uwaga! Przy innych dzieciach lepiej przychylać nieba wszystkim. O co kaman? Jeśli już się pokusimy o baloniki z helem, to dla wszystkich. O jeden mogą być fajtingi. Robi się mało przyjemnie nie tylko wśród dzieci. To samo tyczy się wszystkich rzeczy, gdzie przewidujemy tylko jedną sztukę dla Jubilata. On, z racji wieku, może mieć to w nosie. Ale imprezowicze już niekoniecznie...
  • Warto mieć w zanadrzu jakąś niespodziankę dla dzieci. Chodzi mi tu o pomysły angażujące dzieciaki do zabawy. W naszym przypadku super sprawdziły się balony. Osiemdziesiątka na wstępie robiła wrażenie :) Dobrym pomysłem były też kolorowanki. Ale prawdziwym hitem okazał się brokat w żelu, z którego docelowo robiłam tatuaże. W planach były też kręgle. Ale przypomniałam sobie o nich, gdy po dwóch dniach wróciliśmy do domu. A one radośnie stały spakowane i czekały na bal.
  • Ciuchy razy dwa to dobra zasada (dzięki Papeki za złotą radę!). Czyli wyjście awaryjne dla całej naszej trójki, w razie jakiejś wpadki. Ostatecznie się nie przydały, ale warto mieć komfort psychiczny.
  • Pomieszczenie dla śpiocha. Dzięki Wam Rodzice za propozycję zmiany lokalu! Kto wie, jak jęczy maluch ze zmęczenia ten się domyśla, co znaczy brak zacisznego miejsca na drzemkę. Kwadratowa głowa to mało...
  • Tort. Tu zawsze jest zagwozdka. Bo zastanawiasz się nad wydaniem sporej kasy na gotowca, albo pieprzeniem w kuchni po same pachy. A tort na pierwsze urodziny, w dodatku Jedynaka, MUSI być co najmniej zacny. My wybraliśmy gotowca. Ale... wskazówka nr 1: nie szalej z ozdobami. Kosztują fortunę, a dzieciaki i tak się zatykają po najdalej drugim podejściu. Wskazówka nr 2: Właściwie ozdoby zawsze można zeżreć do kawy. Tu musisz wybrać opcję dla siebie, według własnych priorytetów. Ja opchnęłam pingwina, ale Król Julian już nie miał tyle szczęścia.
  • Na koniec chyba najważniejsze, jeśli chodzi o klimat imprezy. Nie sprzątaj w trakcie urodzin! No, chyba, że to zagraża bezpieczeństwu. Ale gdy będziesz biegać z szufelką za każdym dzieciakiem, albo zmieniać obrus, bo mama Krysi rozlała kompot, a tacie Stasia będziesz wycierać majonez z brody, wprowadzisz nerwową atmosferę. U nas na podłodze był spożywczy sajgon. Ale przechodząc obok, zgrabnie zgarniałam go nogą pod ścianę :) Tym sposobem ani ja nie miałam ciśnienia, ani goście. A dzieciaki szeroki wachlarz przekąsek, o czym było wyżej :)

Nie powiem, nagimnastykowałam się przy organizacji. Ale warto było, bo impreza naprawdę się udała. Ale nie przez furę jedzenia, tort z pingwinami, brokat, balony, czy prezenty (choć były suuuuper!). Najważniejsze było to, że mogliśmy świętować ten wyjątkowy dzień w gronie fajnych i bliskich nam osób. 

P.S. Synku, chcieliśmy z Tatą życzyć Ci wszystkiego naj naj naj. Gwiazdki z nieba. Spełnienia marzeń, których cała masa jeszcze przed Tobą. Szczęścia, zdrowia, przyjaciół, powodzenia, dostatku, uśmiechu, pięknego życia. Wszystkiego. Ale doszliśmy do wniosku, że dopóki ktoś ma w sobie choćby ziarenko smutku, nic nie będzie go cieszyć do końca. Dlatego chcemy, byś po prostu był szczęśliwym człowiekiem. Reszta przyjdzie sama. Keep calm and just smile! To najlepsza wskazówka nie tylko na udane urodziny, ale i udane życie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz