Czyli nasz przepis na (nie)udane Święta.
Niestety, nie dałam rady naskrobać przed Bożym Narodzeniem. Ale może to i dobrze. Bo mam na świeżo kilka faktów, o których warto wspomnieć.
W okresie przedświątecznym we wszystkich stacjach radiowych trąbią, jakie Święta są stresujące.
Jakby nie patrzeć, jest w tym dużo racji. Bo ta rodzinna posiadówka za stołem
znalazła się nawet na skali stresu Holmesa
i Rahe. Dużo to może nie mówi. Ale jak wspomnę, że na tej skali pojawia
się śmierć małżonka, choroba, albo kłótnia z szefem, czy kredyt, to robi się
wręcz dramatycznie. No i Święta nabierają bardziej ponurego wydźwięku.
Przykro mi to pisać, ale bardzo dużo osób nie lubi Świąt.
Szkoda, bo to naprawdę cudowny czas. Choć rozumiem, skąd się to bierze. Dlatego
dziś chciałam Wam przedstawić nasz (nie)poradnik jak sobie (nie)zepsuć ani
Świąt ani nastroju.
ASERTYWNE NIE
Rzadko kiedy tak mam, że brakuje mi słów. W tym przypadku
jednak jest inaczej. A chodzi mi o pierwszą zasadę dobrego humoru, czyli dobre
towarzystwo. Jestem pewna, że zupełnie inaczej podchodziłabym do Świąt, gdybym
miała w perspektywie siedzenie face to face z osobami, których nie lubię. Albo które
podnoszą mi ciśnienie. Nie oszukujmy się, w każdej rodzinie są takie osoby. Więc
ja rozumiem, że Wigilia, tradycja, więzi rodzinne i takie tam... ale gdy pada
propozycja, by w tym roku zaprosić na Wigilię ciotkę (która tylko lamentuje,
snuje czarne wizje i lubi niewybredne docinki), albo wujka (który czeka tylko
na kompot w wersji sfermentowanej a potem agresywnie udziela się na tematy
polityczne), to ja zaraz asertywnie odpowiadam, że jeśli o mnie chodzi, to jestem
na NIE. Nie po to jest ten jeden dzień w roku, na który czekasz od jesieni i
przed którym spędzasz 3 nieprzespane doby w kuchni, by ot tak dać go sobie
zepsuć. Nie jest naprawdę czarodziejskim słowem, którego nie trzeba się bać. W
końcu na szali kładziemy swój nastrój. Uważam, że to wystarczająco dużo.
W tym miejscu muszę wspomnieć o równie ważnym punkcie -
fajnej rodzinie. Ja z moimi rodzicami, teściami i rodzeństwem mam naprawdę
dobry kontakt. Świetnie się dogadujemy, lubimy swoje towarzystwo i doceniamy
wspólnie spędzony czas. Więc nie pojawia się u nas problem, o którym pisałam
wyżej o ciotce i wujku. Nie traktujemy wspólnych chwil jak kary ani skazania. A
co więcej, wciąż dbamy o podtrzymanie tego stanu. Niestety wiem, że to luksus,
a czasem nawet abstrakcja.
UMYJ OKNA DLA JEZUSA
Przyznam się, w tym roku wzięłam udział w tej akcji. Ale
zwykle ją bojkotowałam. W tym roku posprzątałam lepiej, niż przed
porodem. Jednak z perspektywy poświątecznej powiem Wam, że prócz satysfakcji,
wielu korzyści z tego nie ma. Generalnie efekty sprzątania szlag trafił, gdy w
pośpiechu rzucaliśmy się po chałupie przed Wigilią. Poza tym, człowiek
nakręcony na najwyższe obroty i skreślanie kolejnych punktów z listy "to
do", przegapia moment, kiedy powinien przestawić sobie pokrętło na
"slow". I tak do stołu usiedliśmy resztkami sił. Opłatek jeszcze dało
się przetrwać, ale po rybie trudno nam już było opanować ziewanie i przymykanie
powiek. Dlatego, gdy poszłam położyć Małego, wróciłam dopiero o północy. Dopadł
mnie Piaskowy Dziadek. I tyle było ze świętowania.
Więc...
Sprzątanie owszem, ale z umiarem. W końcu czy musisz
glancować drzwi od łazienki i prasować w kant szmaty do podłogi? Mikołaj o to
Cię nie będzie pytał. Święta rodzina z inspekcją czystości też raczej
nie zawita.
KUCHENNE REWOLUCJE
Mam taką obserwację, że z każdym rokiem jestem w stanie
coraz mniej w siebie wcisnąć. Na stole zwykle jest więcej niż 12 potraw, dlatego nie daję rady spróbować wszystkiego. Mamy więc z Mamą taki układ, by tylko ryby było
pod dostatkiem i grzybowej z barszczem. Reszty ma być po troszeczku, bo w
wigilijnych daniach pies zbytnio nie gustuje. Poza tym, na 3. dzień już nie
możesz patrzeć na kutię i śledzie. A sałatka jarzynowa wychodzi Ci bokiem. Albo górą i dołem, jeśli przesadziłaś z majonezem 😂😵
Ale...
Człowiek zawsze chce się pokazać z najlepszej strony. Poza
tym, jeśli tak jak my, zaliczasz dwie Wigilie, to dobrze na ten jeden wieczór
zamienić się w sprzedawcę w food trucku. Bo tak głupio wpaść w drzwi z
zaśpiewem na ustach "przybieżeli na gotowe". Więc kilka dni przed
wisisz na telefonie z Mamą i Teściową, by ustalić, która co robi. Potem
grzebiesz w przepisach, by w tym roku było naprawdę wyjątkowo. I porywasz
się na przepis, którego nawet Gesslerowa by nie ogarnęła.
Lubię pichcić i eksperymentować, ale takie momenty są
kiepskie do tego typu zabawy. Bo, jeśli masz tę samą przypadłość co ja, zapewne wykupisz pół asortymentu ze sklepu
Kuchnie Świata i Biobazaru. Potem narobisz się jak głupia. A na koniec się
okaże, że Ci nie wyszło. I nie zje tego nawet świnia sąsiadów. Albo, co gorsze,
uda Ci się. Ale nikt tego nie zje, bo smak będzie "jakiś nie tego".
W tym roku porwałam
się na ciasta. A ponieważ robię je rzadko, to łatwo coś zepsuć. Szczególnie,
gdy przy piekarniku gmerają małe łapki i przestawiają temperaturę i program. Chociaż
muszę przyznać, że gdyby nie zabiegi Synka, to więcej ciast skończyłoby w
śmietniku... Tak mi poprzestawiał piekarnik, że ciasto (choć na początku byłam
przekonana, że wyjdzie zakalec) wyrosło jak szalone. Więc finalnie jeszcze
tylko sernik skończył na podłodze.
O SIEBIE ZADBAJ NAJPIERW
To powinien być punkt 1. Bo jeśli nie ogarniesz się zawczasu,
to skończysz z nieogolonymi nogami, włosami pośpiesznie ściągniętymi w kucyk i
w dyżurnej sukience, z ogryzkami zamiast paznokci. Tak, paznokcie dobrze zrobić
dzień lub dwa wcześniej. Tylko wtedy lepiej nie szykować już jarzynowej. Bo z
lakierem nie smakuje zbyt dobrze. I za zdobienie pierników nie bierz się jak ja,
w ostatniej chwili. Bo czekoladę równie trudno zeskrobać z kuchennego blatu,
jak i spod paznokci.
Dobrze też wcześniej przygotować sobie ciuchy. Jak masz
dzieci, to z zapasem na drugą zmianę. Ja owszem naszykowałam ubrania, ale dla
chłopaków. Swoje zostawiłam na koniec. Efekt? Dopiero na kolacji skapnęłam się,
że moja marynarka wygląda, jakbym była hodowcą gołębi... Choć nie mam pojęcia
dlaczego. Od ślubu brata wisiała przecież w szafie. 😱
NA OSTATNI GUZIK
Na ostatni guzik dopnij wszystko nieco wcześniej. Nie
zostawiaj niczego do dokończenia jutro. Nie zdążysz. Poza tym, i tak zawsze coś
wypadnie, więc się nie martw zbyt dużą ilością czasu wolnego.
Prezenty zapakuj wcześniej i jeśli można zostaw tam, gdzie
będzie Wigilia. Zredukujesz ilość bambetli do przewożenia. Chłopa zaś nie
będzie szlag trafiał, że jest boyem hotelowym. A Ty nie będziesz musiała
tłumaczyć, że dziecko przez przypadek usiadło na pudełku, dlatego opakowanie
tak wygląda. Przecież nie powiesz, że boy zemścił się za brak napiwku... 😉
ŚWIĄTECZNY DEKALOG
A teraz moje 10 punktów, bez których Święta nie byłyby tak
wyjątkowe:
- Zrób coś samemu. Może to być coś do jedzenia. My od 20 lat pieczemy z Siostrą pierniki, które później rozdajemy znajomym w prezencie. Wielu z nich mówi nam, że bez tego nie czują świątecznego nastroju. Jeśli natomiast w kuchni nie czujesz się zbyt dobrze, może pomyśl o własnoręcznym wykonaniu prezentów. Ja bawiłam się w to w zeszłym roku (na dole umieściłam efekty mojej pracy). Nic tak nie inspiruje jak Pinterest! 💟 Gdy Mały trochę podrośnie, będziemy robić razem świąteczne kartki. Ale jeśli nie masz zbyt dużo weny lub czasu, możesz chociaż zapakować prezenty w oryginalny sposób.
- Zadbaj wcześniej o prezenty. Będą frajdą a nie zmartwieniem. Od czego są zakupy przez Internet?! Możesz przemyśleć, porównać i do tego nie musisz ruszać dupska z kanapy 😍
- Zrób coś dla innych bezinteresownie. Choć pomoc innym jest potrzebna i ważna przez cały rok, jakoś przed Świętami liczy się podwójnie. Wydaje mi się, że może chodzi o wdzięczność? Bo skoro ja mam wystarczająco, to dlaczego nie mogę podzielić się tym z kimś innym? Być może kiedyś ja będę potrzebować pomocnej dłoni? A święcie wierzę w to, że tyle ile dajemy, tyle do nas wraca.
- Dopieść siebie. Na chwilę zapomnij o kurzu pod łóżkiem, mopie, makowcach, zepsutych światełkach, brudnych oknach, keksach i sreksach. Pójdź do fryzjera. Zrób sobie manicure, albo chociaż maseczkę. Kup sobie coś. Niech to będzie choćby drobiazg. Poczuj się wyjątkowo, a nie tylko jak zapocony Kopciuszek, biegający od willi Rozenek do kuchni Ramsaya. W końcu gdyby nie Ty, pewnie nie byłoby nawet sztucznej choinki.
- Nie przestawaj się uśmiechać. Mózg nie rozróżnia, kiedy trochę oszukujemy. Myśli, że uśmiech jest efektem dobrego nastroju. Możesz więc raz zrobić coś od dupy strony... yyy... chciałam powiedzieć w odwrotnej kolejności 😆 i wprowadzić się w dobry humor sposobem. Czasem cel uświęca środki... A kiedy Ty się uśmiechasz, chłop jest jakiś weselszy, dzieci się mniej kłócą i psocą i nawet te cholerne śledzie szybciej się robią.
- Atmosfera to rzecz święta. Zadbaj o nią, najlepiej jeszcze dzień przed Wigilią. Tak, wiem przecież, że nie na wszystko masz wpływ. Ale mi chodzi o więcej cierpliwości dla tych stojących koło łóżka skarpet. Albo rozsypanych po podłodze ciastek. Dla zalanej, świeżo wyprasowanej koszulki. Ale też dla kupy po sam kołnierz, przewróconej choinki, barszczu na obrusie, zarzyganych rybą kapci i zerwanych korali.
- Wiem, że to zabrzmi drwiąco, ale przygotuj wcześniej ile się da. A z czym nie zdążyłaś, to sobie odpuść. Jedną z gorszych rzeczy w Święta jest pośpiech. Wiem o czym mówię, w Wigilię zawsze biegam! 😵 A jak mówi porzekadło, wtedy rogaty zaciera ręce. Bo upuścić coś łatwiej, rozlać, zapomnieć, przeoczyć, nie usłyszeć, zepsuć, a nawet zwalić na kogoś winę. Więc zwolnij.
- Z poprzednim punktem łączą się dwa kolejne: zatrzymaj się na chwilę i pozachwycaj choinką 🎄,
- Poszukaj na niebie pierwszej gwiazdki. Żaden inny wieczór nie jest tak wyjątkowy jak ten. Na kolejny będziesz czekać rok.
- Zapomnij o polityce i innych drażliwych tematach. Każdego dnia trafiasz na coś, co psuje Ci humor. Na jeden wieczór zrób sobie odwyk.
I jeszcze jedno, choć najważniejsze, jest dla mnie
oczywiste. Celebruj bycie razem. Bo to wcale nie jest takie oczywiste. Skąd
wiesz, czy za rok będzie Ci dane zobaczyć te same twarze? 👪💑
U NAS W TYM ROKU
Było pracowicie i za szybko. Jak już wspomniałam, dałam się
uwikłać w akcję sprzątania dla Jezusa. I gotowania, gotowania, gotowania.
Trochę to było śmieszne, bo we wszystkich czynnościach aktywnie uczestniczył
Synek. Więc pierniki w tym roku robiłam z roczniakiem. Do blachy z sernikiem
pakowała mi się mała dupka. Robota kuchennego już nie mogę włączyć sama, bo od
tego mam pomocnika, którego przy zbyt wysokich
obrotach wyrywa z kapci. A od mieszania mąki z cukrem, sztywnieją mu spodenki.
Wigilie zaliczyliśmy dwie - u jednych i drugich rodziców.
Więc samochód przypominał sanie Świętego Mikołaja. Nie pytajcie, jaką minę miał
Ślubny, gdy zobaczył wszystkie torby do zabrania... Połowę z tego i tak
przywieźliśmy z powrotem. Tym razem, już w żołądkach.
Choinka była piękna. Jak co roku zresztą. Z bombkami od
kuzynki i ozdobami, które kiedyś robiliśmy razem z Tatą. Święty się postarał i
rzucił pod nią perkusję dla Małego (musimy się oswajać z muzykalnością Syna), a
Ślubnemu voucher na podróż nie wiadomo gdzie, z kim, ani kiedy. Brzmi jak bilet
na Marsa w jedną stronę 😂 Ja natomiast dostałam kolczyki. Muszę przyznać, że
Mężowi udała się niespodzianka. Zwykle sama sobie sprawiam prezenty. Później
tylko kwituję "Kochanie, zobacz co pięknego dla mnie wybrałeś".
Duży stół, dużo dobrego jedzenia i my, odświętni i niebosko
zmęczeni, ale szczęśliwi. Niestety nie udało nam się sobą nacieszyć. Ja
zasnęłam kładąc Małego. Reszta rodziny zaległa w salonie. I tam większość
posnęła. Na popielniczkę 😴😂
A teraz zaspamuję Was zdjęciami 😜
W tym roku tak wyglądały nasze przygotowania do Świąt
Sztywne spodenki były właśnie po tym mieszaniu. Pierniki w przygotowaniu, level 1 😀
Pomocnik jest zacny. Szkoda tylko, że pierniczki, które zrobił średnio nadawały się do konsumpcji. Chyba, że komuś nie przeszkadzają farfocle spod szafki i włosy w jedzeniu 😅
Mamo, możemy pakować pierniki! Nagrzałem już piekarnik! 😨😁