Traktat o krojeniu cebuli
25 marcaJakiej cebuli do cholery?!
No i jest! Wiosna! Pierwsze z moich życzeń się spełniło. Cudownie, gdy w powietrzu można wyczuć jej przedsmak. Lekkość, zapach mokrej ziemi, delikatny powiew ciepłego wiatru, śpiew ptaków o poranku, nieśmiałe promienie słońca. Lubię zanurzyć się w przyjemności i smakować to wszystko. Nieśpiesznie, prawie leniwie. Na kilka sekund czas się zatrzymuje specjalnie dla mnie. Zamykam wtedy oczy i robię kilka głębokich wdechów. Nawet nie wiem, kiedy zaczynam się uśmiechać. Robię to bezwiednie. A gdy rano witam dzień z uśmiechem, zazwyczaj towarzyszy mi on przez cały dzień. Dlaczego o tym mówię?
Bo śmiech to moje remedium na wiele rzeczy. Na nieprzespane noce, rozwrzeszczane głosy w słuchawce i zacietrzewione twarze w telewizji, nadmiar obowiązków, problemy średniego kalibru, szarą codzienność (gdy słońca jeszcze zbyt mało), kupy po same pachy (o bogowie, nigdy nie myślałam, że będę tyle myśleć i mówić o kupie!!) i przesolony obiad. Podobno udaje mi się zarazić nim innych. Podobno. Nie powiem, to miłe, kiedy ktoś nadaje na tych samych falach, łapie moją nutę i głośno się śmieje. Szczególnie, gdy chwilę wcześniej agresor wskazywał czerwone pole.
Śmiech jest lekiem na całe zło. Dosłownie i w przenośni. Niejaki Norman Cousins wierzył w to całym sercem. W książce Anatomy of an lllness („Anatomia choroby”) Cousins opisał zabiegi jakim się poddał, żeby wygrać z ciężką chorobą, która skazywała go na konanie w bólach. Najważniejszymi punktami terapii własnego pomysłu było odizolowanie się od rzeczywistości szpitalnej (gdzie choremu zdrowieć trudno), przyjmowanie witaminy C w końskich dawkach i...oglądanie komedii i zabawnych filmów do upadłego. Podobno seans kończył dopiero ból brzucha. Bez łez pewnie też się nie obeszło. Widać pomogło, bo delikwent żył jeszcze dłuuugo (chorobę wykryto w 1964, natomiast Cousins zmarł dopiero w 1990 r.). Rzekomo z terapii śmiechem korzystali również Francis Bacon, a także Emmanuel Kant, Sigmund Freud i Albert Schweitzer. Więc może zamiast się kwasić, warto częściej się śmiać? W końcu nie tylko powagą człowiek żyje.
Skoro już o tęgich głowach mowa, może przytoczę kilka cytatów. Tak na dowód tego, że śmiech zajmował je tak samo jak idealizm transcendentalny, nurt chłopski w literaturze, czy walka dobra ze złem. Według Kanta, śmiech jest jedną z trzech przeciwwag dla uciążliwości życia (obok snu i nadziei). Zdaniem Wiesława Myśliwskiego, śmiech to zdolność człowieka do obrony przed światem i przed sobą. Pozbawić go tej zdolności to uczynić go bezbronnym. Jednak moim ulubionym cytatem są słowa Dostojewskiego: śmiech jest najwierniejszym odbiciem duszy. Moja widać lubi rechotać do łez.
Oprócz tego, że śmiech sam w sobie jest przyjemny, ma jeszcze mnóstwo innych walorów. Wzrasta wydzielanie endorfin, organizm aktywizuje mięśnie i lepiej się dotlenia. Wzmaga się ruch robaczkowy jelit, trzustka i wątroba wydzielają więcej soków. W czasie śmiechu w mózgu aktywują się różne obszary. Dlatego gdybyśmy chcieli go podejrzeć za pomocą rezonansu okazałoby się, że świeci się jak choinka. Warto wspomnieć, że mózg nie do końca radzi sobie z rozpoznaniem, kiedy śmiech jest prawdziwy, a kiedy udawany (TUTAJ o tym poczytasz). Można więc przełączyć się z trybu "dół" na "dobry humor" w stosunkowo łatwy sposób. Wystarczy ta informacja i odrobina motywacji, by unieść kąciki ust. Lepszy efekt zapewne otrzymają ci, którym uda się osiągnąć tzw. uśmiech dentystyczny, czyli odsłaniający zęby. Tak czy owak - najpierw uśmiech, a potem to już z górki :)
Poza tym warto pamiętać o prawie przyciągania. Oznacza to, że podobna energia przyciąga podobną energię. Twoje myśli, nastawienie, emocje też podlegają tej zasadzie. Nie zastanawiałaś/eś się nad tym dlaczego, gdy masz bad day przydarzają Ci się same wpadki? Jeśli będziesz ponurakiem fatalistą, nie licz na szczęśliwe zbiegi okoliczności. Dobra wiadomość jest taka, że jest też druga strona medalu. Jeśli starasz się do życia podchodzić pozytywnie i z uśmiechem, ono odwzajemni Ci tym samym. Kolejny powód, dla którego warto popracować nad mięśniami mimicznymi. Bo jak to mówi stare chińskie przysłowie, do uśmiechniętych świat należy! :)
Dobra, ale jak pobudzić się do śmiechu? W badaniach najlepszą metodą jego wywoływania jest łaskotanie, wdychanie podtlenku azotu, bądź drażnienie prądem fragmentu lewego płata czołowego w okolicy górnego zakrętu czołowego. Myślę, że do prądu większość podejdzie sceptycznie. Do podtlenku rzadko kto ma dostęp. Więc zostają łaskotki. Od siebie dodam, że dobry kompan też się sprawdza. Jak zaczniesz z kimś żartować na dobre, jest szansa, że dojdzie do głupawki (efekt podobny do głupiego jasia). Zazwyczaj kończy się to bólem brzucha i megaodpornością na wszelkie shit happens.
Śmiech to reakcja wrodzona, a nie wyuczona. O czym świadczyć mogą obserwacje głośnego śmiechu u dzieci głucho-niewidomych. Wbrew pozorom, reakcja ta nie jest tylko obrazowaniem emocji. Badacze uważają, że spełnia szereg ważnych ról. Jakich? Jest ich całe mnóstwo, ale dalsze badania wciąż trwają. Pewne jest natomiast, że gdyby nie śmiech, byśmy dalej na siebie pohukiwali jak szympansy :) Kiedy oglądałam film Historia śmiechu, rozbawił mnie cytat Człowiek wyprostował się, uśmiechnął, a potem zaczął mówić. Któż by pomyślał, że śmiech miał takie znaczenie w ewolucji?
Wspomniałam, że śmiech jest zaraźliwy? Doskonałym i dotąd niewyjaśnionym przykładem jest historia z Tanganice (dzisiejsza Tanzania), z 30 stycznia 1962 r. Podobno zaczęło się od jakiegoś żartu opowiedzianego przez jedną z uczennic. Chwilę później śmiała się już cała szkoła. Podobno niektóre dzieci śmiały się aż 16 dni! Gdy uczniowie zaczęli omdlewać z wyczerpania, odesłano ich do domów, a szkołę zamknięto na pół roku. Do tej pory nie wiadomo, skąd wzięła się ta epidemia. A szkoda, bo mam wrażenie, że teraz przydałoby się podrzucić taką zmodyfikowaną puszkę Pandory w parę miejsc. Do tych smutnych ludzi, którzy wciąż się kłócą w telewizji, w pierwszej kolejności. Choć tam nie dam głowy, czy nie lepsze byłyby rozwiązania ostateczne, jak tabletki, albo szaman...
Aaa, zapomniałabym! Po pierwsze chciałam Wam życzyć wesołych i pogodnych Świąt. A po drugie chciałam wytłumaczyć, skąd wzięłam taki dziwny tytuł na posta? Otóż jest to nawiązanie do tytułu książki Myśliwskiego Traktat o łuskaniu fasoli. Tak przekornie wymyśliłam sobie swój. Choć bez egzystencjalnych rozważań, za to z przepisem na lepszy humor z przymrużeniem oka. W końcu i przy śmiechu i przy krojeniu cebuli można płakać krokodylimi łzami. Oczywiście ja wybieram wariant pierwszy. Choć trochę ubolewam nad tym, że i w tym przypadku mózg nie chce pójść na taki układ, aby się troszeczkę oszukać...
0 komentarze