Magia maja

09 maja

  ... i bujanie w obłokach



No i stało się. Pierwszy kryzys za mną. Plan był zacny i szczery - przelewać myśli na wirtualny papier regularnie. No i jak to ze wzniosłymi planami bywa, czasem dają w łeb. Mnie pochłonęła codzienność. Tak jakoś dzień mijał za dniem. Zbyt szybko, jak na moją percepcję. A teksty układałam, owszem, ale w głowie. Do tego okazało się, że dzieci potrafią rozwijać się w jakimś zawrotnym tempie. Powiedziałabym nawet - skokowo.  A to dodatkowo skupiło moją uwagę na wprawianiu się w rodzicielstwo. I tak jak szybko Mały Książę opanowuje kolejne umiejętności, ja jakoś za nim nie nadążam. Widać potrzebuję więcej czasu niż on, na ogarnięcie tego wszystkiego. Wczoraj na przykład zrobił nam psikusa, który o mało nie wywołał u nas zawału. Zostawiliśmy Małego smacznie śpiącego na podłodze, jak przystało na Księcia z furą poduszek dokoła. W końcu bezpieczniej niż na łóżku, bo u dziadków nie ma łóżeczka. Po pewnym czasie z pokoju zaczęły dobiegać odgłosy niemowlęcego zniecierpliwienia. Wchodzimy i konsternacja. Posłanie puste! No i co, szybkie dochodzenie gdzie jest nasz Wally?! Poduszki na miejscu bez uszczerbku w swej strukturze, lokalizacja bez zmian. Śmietnik wciąż wypełniony pieluchami, nienaruszony. Kwiatki w doniczkach. Brak śladów śliny, wymiocin, stolca, krwi... Tylko dywanik tak fikuśnie zwinięty w drugim końcu pokoju, jakby ktoś z niego origami usiłował zrobić. Tam też, pod biurkiem, przykryty ręcznikiem leżał Mały z rozentuzjazmowaną miną. Trochę przy tym wkurzony, że po krześle jeszcze nie potrafi wejść i zrobić inspekcji w szufladach...  Ale chwila na Boga, przecież on jeszcze nie pełza!!! Ech... i tak to właśnie z tymi zmianami...

Co do zmian jeszcze - w końcu przyszedł maj. Najpiękniejszy miesiąc i pora roku. Wtedy dopiero na dobre budzę się z zimowego letargu. Zaczynam żyć na dwieście procent. Chce mi się wszystko, najlepiej na raz i na już. I czuję się tak, jak po przeczytaniu tego wiersza Magdaleny Pfeifer:

Bujam głową w obłokach
Utkane są z marzeń
Wyjadam je łyżkami
Najadam się do syta
Napełnia mnie to radością
Są jak wata cukrowa
Posypuję je gwiazdami
(...)
Czasem dodaję niebieskich migdałów
Ich nierealny słodko-gorzki smak
Nadaje ton mej duszy
Która potem mieni się
Różnymi odcieniami
Nieba
Po którym płyną obłoki
A ja Głową w nich bujam...

Magia maja działa na mnie odurzająco. Biegam, czekam aż wyrosną mi poziomki, robię porządki w szafach, czytam sześć książek na raz, oglądam zaległe filmy, planuję ogródek na balkonie i wymyślam tysiąc rzeczy, którym Mąż przytakuje dla świętego spokoju. Nie wiem tylko czy zanotował w nich zwrot "Kochanie, zajmij się tym proszę" :)

Kocham maj z wielu powodów. Za kolory, wreszcie tyle słońca, że chce się żyć bardziej, za kwitnące kasztany, magię i miłość w powietrzu. Ale też dlatego, że na ten najpiękniejszy miesiąc przypadają moje urodziny. Na szczęście nie mam jak niektóre moje koleżanki. Nie dobijam się, nie płaczę, ani nie rwę włosów z głowy, że przybył mi kolejny rok. Lubię go celebrować. Powiem więcej, każdego roku ten dzień jest coraz piękniejszy. Dzięki rodzinie i przyjaciołom. Dzięki nim moje życie jest pełne ciepła, miłości i przyjaźni. Oni są moją inspiracją do tego, by wciąż być lepszą, niż byłam wczoraj.

W tym roku urodziny znów miałam wyjątkowe. W zeszłym co prawda stuknęła okrągła liczba, ale te też nie były gorsze. W końcu urodziny to urodziny. Świętowałam trzy dni, jak przystało na tak piękną okoliczność. I nie, alkohol nie lał się strumieniami. Były za to piękne bukiety, cała masa bukietów. Spacer po moim ulubionym Parku Saskim. I ploty z psiapsiółkami, na które umawiałyśmy się już pół roku. I lody na Starówce. Tak na marginesie, zostałyśmy wciągnięte w wir manifestacyjny. Zahipnotyzowany tłum prawie nas owinął transparentem przy Zygmuncie. Dla jasności, nie bawię się w politykę, bo to nie na moje nerwy... Więc zbieżność osób i miejsca była naprawdę przypadkowa.

Wracając do przyjemności - był tort i szampan, rodzinne spotkanie, kawa na tarasie i nowy film Serrentino w prezencie.  Jednym słowem cud, miód i orzeszki w polewie :) I jak tu nie kochać maja, gdy co chwila potrafi mnie czymś zachwycić? W końcu życia nie mierzy się ilością oddechów, ale ilością chwil, które zapierają dech w piersiach. Do mojej kolekcji wciąż dochodzą nowe.

Możesz też polubić

0 komentarze

Polub mnie Facebooku

Flickr Images