Nasz mały wielki sukces

27 lutego

Ale jesteśmy z siebie dumni!


Właściwie jest to bardziej sukces Chłopaków niż mój. Dziś po raz pierwszy zostali sami na kilka godzin. Niby nic wielkiego... Ale czy na pewno? Czy zgodzą się z tym rodzice dzieci high need baby. A taki właśnie jest nasz Mały Książę. Każdego dnia coraz bardziej zdaje się nam to manifestować. Chyba tak na wszelki wypadek, gdybyśmy pomyśleli, że do tej pory tylko żartował.

Cycek musi być pod ręką, a właściwie na otwarcie ust. Zupełnie nieistotne jest dla naszego Synka rozszerzanie diety. Bo i kto chciałby jeść te paskudne papki? Poza tym, kogo obchodzi dieta w tym wieku? Natchniona niechęcią Małego, zaczęłam zgłębiać temat BLW. I kto wie, może u nas też się sprawdzi... Ale na początek muszę wytapetować mieszkanie gazetami :)


Ze spaniem też koszmar. Po ostatnich baletach do białego rana, przyjaciółka zasugerowała mi kontrolowane (jeśli tak to można nazwać w naszym przypadku) drzemki. "I co, jak postępy?" - zapytała dzisiaj u fryzjera. Cóż, nawet nie mogłam jej powiedzieć, "jakoś". Nie mogłam, gdyż jest tragicznie. Mały się wkurza, bo przyzwyczajony jest do spania kiedy mu się zamarzy, czyli z rana co godzinę. Przez przetrzymywanie ze zmęczenia nie może zasnąć. A może i nie chce, tak w ramach wysublimowanego dziecięcego dowcipu? Przecież nie trzymamy go przez pół dnia, tylko najwyżej godzinę! Ale to tłumaczenie nie jest rozgrzeszające... Wieczorem dwie godziny poświęcamy na przekonanie Małego, że egipskie ciemności, cisza i śpiewanie kołysanek zwiastują nadejście Piaskowego Dziadka. Niestety, nie z nim te numery. Widać albo Dziadek nie lubi kołysanek, albo nasz Mały Piaskowego Dziadka...

W ciągu dnia natomiast Mały Książę lubi fajerwerki, czyli zabawki (zmieniane regularnie co 5 minut, inaczej nie zasługują na zabawę), ciągłą uwagę (wystarczy, że wyjdę z pokoju a już załącza się syrena), częste zmiany pozycji (najchętniej udaje girlandę i wisi na rękach, lecz wierci się przy tym okropnie). Wózek to jego wróg, przecież stamtąd nic nie widać! A mieszkania doglądać trzeba koniecznie z góry! Bo a nóż na podłodze jakaś plamka się znajdzie. À propos plamek, niestety wyrastają jak grzyby po deszczu. Mleko z brzuszka nieraz ucieka, więc często-gęsto mamy finezyjny wzorek na podłodze, meblach i ubraniach. Żeby tylko mleko... Kiedyś Luby zażartował, że niedługo goście przy wejściu będą pytali, czy hodujemy króliki?

Ale wracając do meritum. Jestem dumna z moich Chłopaków, że dali radę. Że Tata wytrzymał presję, brak mleka (jak na złość cycki nie chciały współpracować z laktatorem!) i nieboską godzinę w sobotni poranek. Że Mały zlitował się nad rodzicielem i nie krzyczał wniebogłosy, że chce jak Twardowski na Księżyc na kogucie. Z siebie też jestem dumna, bo nie zerkałam co 10 sekund na telefon, nie odtwarzałam w myślach dantejskich scen. Choć przyznam nieśmiało, że się trochę martwiłam.

Zawsze wiedziałam, że na moim Lubym mogę polegać. Teraz wiem, że jako Tata jest tak samo ogarnięty, jak Partner. Co tu będę gadać. Nasz team zaliczył ten level! :D

Możesz też polubić

0 komentarze

Polub mnie Facebooku

Flickr Images