Uczestniczyłam kiedyś w szkoleniu, na którym dowiedziałam
się, że najlepszą i najefektywniejszą formą działania, jest działanie
systematyczne (rozłożone na system małych kroków) oraz podzielone tematycznie.
Niestety nie da się wszystkich planów zaraz wprowadzić w życie. Bo albo się
zniechęcimy, albo znudzimy, albo po prostu rzucimy to w diabły ot tak. Bo
przecież doba ma tylko 24 godziny.
Ale...
Jeśli dogadamy się ze sobą, że w tym miesiącu zajmę się swoim
domem i popracuję nad wyglądem,
natomiast w przyszłym przeczytam zaległe lektury i przypomnę sobie angielski,
ma już większe szanse powodzenia. Dlatego lubię plan działania oparty o
podziały. U mnie są to wyzwania.
Właśnie zaplanowałam sobie kolejne. Będę pisać codziennie.
Może nie codziennie da się to opublikować. Ale chcę pisać. Niech mi to wejdzie
w krew. Stanie się nawykiem. Nabierze lekkości. Przejrzystości myśli. Płynnego
języka. Bo ostatnio tak trudno zabrać mi się za pisanie. To zawsze zostawiam na
koniec. Na koniec dnia. A wtedy, jedyne na co mam siłę i ochotę, to odpalić
sobie muzykę w słuchawkach i odpłynąć.
Pisarz musi pisać codziennie. Prawda jest taka, że pisarka
ze mnie taka, jak z koziej dupy sakiewka na złoto. Ale myśl jest jak
najbardziej dla mnie. Uchwyciłam to, pitoląc kolejny obiad. Mieszając w garze i
ćwicząc koordynację ręka oko (między mieszaniem i doprawianiem, podaję Małemu
jogurt i wycieram z podłogi owoce, które wypluł). Właściwie powinnam pisać na
każdym świstku papieru. Wtedy miałabym pewność, że uchwycę te dobre zdania, co
mi się po głowie walają. Bo inaczej, zanim dokończę tysiąc rozpoczętych spraw,
będzie wieczór. A wtedy to już bateryjki mam na wyczerpaniu.
Aby jakoś zebrać myśli, celebruję
swoje przebieżki. To pozwala mi się wyluzować i wycisnąć z potem wszelkie
głupoty z głowy. Ekspresowo nadrobiłam więc zaległości w punkcie 3. z TEGO
wpisu 😁 Zawsze fascynowało mnie to zjawisko,
że jak trzeba, to w 5 minut da się zorganizować wszystko, co do tej pory nie
udało się nawet w kilka miesięcy. Mistrzami w tej dyscyplinie są zazwyczaj
studenci 😅 Dużo mogę powiedzieć na ten temat z własnego doświadczenia.
Niestety, akurat ta sprawność nie do końca sprawdza się w życiu macierzyńskim.
Tu panuje zasada "co masz zrobić jutro, zrób natychmiast".
Zachęcona przez Ewę z Zielonego Zagonka jestem na detoksie kosmetycznym. Zero komercyjnych mydeł, balsamów, kremów,
peelingów i innych specyfików drogeryjnych. Jeszcze parę lat temu, nie
wyobrażałabym sobie czegoś takiego. Ja - właścicielka szerokiego asortymentu
kosmetycznego, którego nie powstydziłaby się nawet mała drogeria.
Dziś, bez skrzywienia testuję naturalne alternatywy. Jestem już
po tygodniowej sesji i powiem, że... Po pierwsze, nie nie śmierdzę 😂😂😂 Mimo
odstawienia mydła. Tak na marginesie, jakież to obsesyjne i głęboko
zakorzenione, że czystość kojarzy nam się tylko z gigantyczną ilością piany.
Nie ma piany, nie ma higieny.
Wracając do obserwacji z detoksu - efekty są bardziej, niż
obiecujące. Po ŻADNYM balsamie moja skóra, a w szczególności pupa, uda i biust,
nie wyglądały tak dobrze (w sensie, nie były tak dobrze nawilżone i gładkie).
Zwolenniczki bezterminowego karmienia piersią zapewne wiedzą, czym jest skóra
niczym pergamin. Spieszę więc z ogłoszeniem parafialnym, że da się z tym walczyć!
Ale pod jednym warunkiem: trzeba zmienić myślenie i zamienić mydło na... miód a
balsam na olej! Brzmi może szaleńczo, ale zapewniam, jest skuteczne. Wpadnijcie
na Zagonek Ewy, a dowiecie się szczegółów.
Ponieważ chcę detoks przeprowadzić dogłębnie, wciąż
praktykuję picie koktajli. Niemal każdego dnia wrzucam do blendera, co tam
akurat mam na składzie. Jestem od tego uzależniona! Dzień bez koktajlu, to
dzień stracony. Bo nie dość, że zastępuje mi on posiłek, to dodatkowo jest
istną bombą witaminową. Najbardziej jednak się cieszę z tego, że moje Dziecię
też jest fanem smoothie, jak Mama 😋 Poza tym, czym skorupka za młodu... i tak
dalej 😊
Zabrałam się też za porządkowanie balkonu. Wiem, wiem. Ale
lepiej późno, niż później. Właściwie znów miałam aranżację przenieść na
przyszły rok. Bo przecież remont za pasem. Ale z Małym już nas trochę nosi,
więc będziemy starali się coś wykombinować, by cieszyć się piękną pogodą bez
wychodzenia z domu. Jak już dokonamy metamorfozy, pochwalimy się efektami. Na
razie zdążyłam jedynie pozbyć się gniazda ptaszników w worku z ziemią! Dżizas,
myślałam, że w naszej szerokości geograficznej nie ma takich pająków, co by
mogły zawinąć w kokon człowieka! 😱😱😱
I na koniec jeszcze przypomnę o nowym wpisie na E-Szkrabie,
gdzie zwierzam się z tego, dlaczego bez skrupułów zamieniam się czasem w
księżniczkę. Jeśli ktoś przegapił ten urodzinowy wpis, to zapraszam TU