Wkurwiona matka Polka
24 września
Jestem z tych, co raczej sczezną marnie za swoją rozpasaną i niewyparzoną gębę. Dziś wyjątkowo nie potrafię siedzieć cicho.
Chce mi się
krzyczeć, szarpać i gryźć. Bo sprawa toczy się o Ciebie, o mnie, moją siostrę i
być może moją córkę, której jeszcze nie mam. O moje ciało. O psychikę. O moją
rolę matki i żony. O moją chęć i odwagę do posiadania kolejnych dzieci. O moje
prawa. Dlatego dziś będzie ostro. Nie mogę pozostać bierna na to, co się
dzieje. A dzieję się gwałt. W biały dzień ktoś na górze próbuje cofnąć prawo do
średniowiecza. Najwyższy czas zastanowić się nad paleniem na stosie. Kiedyś tak
łatwo było rzucić podejrzenie o czary. Natomiast dziś o dzieciobójstwo.
Nie jestem w żaden sposób uwikłana w politykę. Bo uważam, że
to najgorsza kurwa z możliwych. Powiedzmy wprost, łatwiej się przyznać do bycia
dziwką, niż do politykowania. Bez zbytniego rozwodzenia. Wiem też, że to ciężki
kawałek chleba. Z samej zasady. Ale bycie na świeczniku do czegoś zobowiązuje.
Dlaczego więc, jako obywatelka cywilizowanego kraju, w XXI wieku czuje się,
jakbym za chwilę miała wejść do rzeźni? Takie emocje we mnie kipią w odpowiedzi
na to, co się wyczynia w cyrku na Wiejskiej, że spać nie mogę. Telepie mnie do
późnej nocy. Przestaję być szczęśliwa, miła i pełna optymizmu. Jestem
rozwścieczona, kąsająca, ziejąca ogniem. Bo jak tu inaczej można, kiedy o
kobiecie zaczyna się mówić jak o przedmiocie? Jak o inkubatorze?!
Tak. Śledzę temat. Wiem, że zdania są podzielone. Bo z
jednej strony prawa, a z drugiej strony nienarodzone życie. Ok. Aborcja to
poważny temat. Powinno się o nim mówić dużo i głośno. Bo to zło. Ale i wielka
tragedia, i rozpacz. To chyba nigdy nie jest łatwy wybór. Aborcja zawsze jest
dramatem. Ale zacznijcie mówić głośno, skąd te aborcje. Zastanówcie się, jak im
zaradzić. Nie zamiatajcie problemu do kosza z zakazem. To zmieni tylko tyle, że
rozwinie się podziemie aborcyjne i wyjazdy za granicę w wiadomym celu. My-kobiety
mówmy: wiemy, że aborcja to nie jest jeden ze sposobów antykoncepcji. Kobiety
naprawdę o tym wiedzą!! Dlaczego więc odmawia się nam prawa do samodecydowania
i samostanowienia?! Takie rzeczy robi się tylko ubezwłasnowolnionym! Co
spowodowało, że podchodzi się do nas jak do ludzi niespełna rozumu?! Jak do
potencjalnych dzieciobójczyń?! Powiedziałbyś to swojej matce, siostrze, żonie,
córce? Nie? To dlaczego krzyczysz tak do mikrofonu, do milionów Polek i w ich
imieniu chcesz coś podpisywać?
Jestem mamą i wiem,
że kobiety zrobią wszystko dla swojego dziecka. Niektóre ryzykują życiem, żeby
nowe życie tu sprowadzić. Są też takie, którym się nie udaje. Widziałam na
własne oczy, co się dzieje z taką kobietą. Za każdym razem serce mi pęka, a łzy
same cisną się do oczu, jak stanie mi przed oczami moja koleżanka. Wrak
człowieka. Bez mimiki. Bez życia. Chodząca rozpacz. Takie puste, zmienione nie
do poznania od bólu twarze, widziałam tylko na oddziale szpitalnym. Pamiętam,
że każdy wyraz, który z siebie wyrzucała, sprawiał jej ból. Choć rozmawiałyśmy
o bzdetach. O pogodzie chyba. Nie wyobrażam sobie, żeby taką kobietę wziąć na
przesłuchanie. Bo to co się jej zarzuca, będzie wyglądało jak oszczerstwa. I
tak, ona na pewno znajdzie w sobie coś, co mogłoby być powodem, że jej
maleństwa tu nie ma. Ale to nie fakty. To psychika udręczonej matki! Dla mnie
to palenie na stosie!
Problem jest duży i szeroki. Ale gdzie indziej powinien być
punkt ciężkości. Od lat się mówi, że najczęstszymi sprawcami gwałtów są osoby z
najbliższej rodziny. I co? Co się z tym robi?! Piętnowanie, rządność sensacji i
wstyd są tak wielkie, że znaczna większość tych kobiet nigdzie się nie zgłasza.
BA! Całymi latami tkwią w piekle. Niech obrońcy życia poczętego powiedzą mi,
jak rozwiązać problem nastolatki, którą zapłodnił własny ojciec, brat, albo
dziadek? Niech powiedzą mi, a właściwie dziecku, które przyjdzie na świat z
gwałtu, dlaczego jest znienawidzone? Dlaczego matka go nie chciała? Dlaczego
nie ma domu? Ktoś powie - przecież są adopcje. Są. Ale ile trwa proces adopcyjny? A psychika matki? Czy to już nie ma znaczenia?
A czy pan, panie w pięknym garniturze i ze szczęśliwej
rodziny, chciałby pan się dowiedzieć, że jest owocem gwałtu? A może adoptuje pan jakieś dziecko? Będzie to w końcu poprawne politycznie. Na to też się pan zgodzi bez mrugnięcia okiem?
Pytam się obrońców, co powiedzą kobiecie, której dziecko
umiera zaraz po porodzie. Po długim i ciężkim porodzie. Niech pocieszą matkę,
która patrzy na coś, co powinno być jej dzieckiem. Choć jest małym potworkiem. Macie
sposób na to, by ukoić ból dziecka, które nie jest w stanie żyć bez aparatury? Albo
rozpacz matki, która patrzy, jak jej dziecko umiera w męczarniach?
Uratowanie poczętego życia to dopiero początek. Ktoś musi
wziąć odpowiedzialność za nakaz życia ciężko chorym i upośledzonym. Dlaczego
rodzice niepełnosprawnych dzieci muszą zębami wyszarpywać pieniądze. Nawet nie
na opiekę i leczenie. Na życie. Na pewno zdajecie sobie sprawę, że niepełnosprawne
dzieci kiedyś dorosną. A gdy zabraknie ich opiekunów, kto się nimi zajmie? Kto pokryje
koszty utrzymania i leczenia?
Obrońcy, tłumaczcie dziewczynom w gimnazjach i liceach, na
czym polega antykoncepcja. Nie chcecie? No tak, szkoła jest zaprzyjaźniona z
proboszczem i lepiej niech tak zostanie... To tłumaczcie czym jest seks.
Dyskutujcie o relacjach partnerskich. O związkach. O konsekwencjach słowa
"tak". Uczcie świadomego mówienia "nie". Wytłumaczcie
chłopcom, że temat nie kończy się na dojściu. Uczcie bycia odpowiedzialnymi
mężczyznami w przyszłości. Zaingerujcie w patologiczne rodziny. Zatrzymajcie
błędne koło...
Sprawcie, by rodzice czuli się bezpieczni i spokojni o swoje
dzieci. By nie martwili się, gdy wracają zbyt późno. Zróbcie coś do cholery z
pedofilią!! Bo jak tu spać spokojnie, kiedy dzieci wciąż są obiektem
seksualnym?! Bo gdyby, nie daj Bóg coś się stało, to nawet pomoc własnemu
dziecku będzie przestępstwem.
Boję się. O siebie i swoją rodzinę. Chciałabym mieć więcej
dzieci. Ale kto wie, co jest mi pisane? Aż strach pomyśleć, jeśli pójdzie nie
po mojej myśli. Będę musiała się tłumaczyć z planu, którego ja nie napisałam. Z
własnej rozpaczy. A jeśli mnie zabraknie? Kto przytuli mojego Synka i powie mu,
że tak nie miało być. Że mama już mu nie powie, jak bardzo go kocha. Kto powie
mojemu Mężowi, że musi być silny dla rodziny??
Dziwi mnie i potwornie boli, że kobiety zamiast być razem,
gryzą się wzajemnie. Okopują w grajdołach opcji politycznych. Że władza zamiast
dbać o obywateli, polepszać ich byt, wyszarpuje sobie ścierwa z koryta. Wyciera
gęby naszymi macicami i zagląda pod kołdry. Ludzie! Na Boga, w którego tak
wierzycie i w imieniu którego jesteście w stanie skazać na cierpienie i śmierć,
przestańcie debatować nad tym, czyja racja jest "mojsza".
"I po co się tak ciśnieniujesz?" - pyta znajomy.
"Przecież i tak nie masz na to wpływu". A właśnie, że mam. Takich
wkurwionych kobiet jak ja jest więcej. Może czas, by się skrzyknąć i wywieźć wszystkich
pokrzykujących oszołomów na gnoju.
Niech religia pozostanie religią dla tych, co bez niej nie
mogą żyć. A nie narzędziem manipulacji. Ani punktem w programie politycznym. Bo
smród gnoju staje się nie do zniesienia. Zupełnie jak moje wkurwienie.
0 komentarze